Czy pamiętacie swoją ulubioną książkę dzieciństwa? Ja tak, i to bardzo dobrze. Do tej pory stoi ona na regale w moim rodzinnym domu. Codziennie przekartkowywałam ją strona po stronie pod bacznym okiem mojej nieco zaniepokojonej mamy. Dlaczego zaniepokojonej? Ponieważ była to książka mojej mamy i wcale nie należała do dziecięcego gatunku literatury. Egzemplarz z trudem zdobyty w księgarni, krótko mówiąc po znajomościach (takie to były czasy). I chociaż codziennie mój tata czytał mi książeczki dla dzieci z serii "Poczytaj mi mamo" i nie trzeba było do tego akcji typu "Cała Polska czyta dzieciom", to i tak na koniec tego miłego rytuału musiałam przekartkować "Kuchnię Polską" :) Nie umiałam jeszcze wtedy czytać, ale
"Kuchnia Polska" była dla mnie magią z innego świata. Kolorowe zdjęcia z bajecznie przybranymi potrawami kusiły, ale też i były zagadką, jak smakują te wszystkie potrawy? I nie chodziło tu wcale o jakąś egzotykę, ale o brak dostępności w sklepach wielu produktów w tamtych czasach. Książka przetrwała i ma się całkiem dobrze, dalej służy mojej mamie. Ja mam już swoją (musiałam kupić z sentymentu) i też czasami z niej korzystam. Dzisiejszą moją propozycją w sam raz na
Tłusty Czwartek są faworki, właśnie z przepisu z "Kuchni Polskiej". Klasyczna receptura sprawdzona przez wiele lat przez moją mamę, a obecnie też i przeze mnie. Oto przepis na faworki zwane tez przez niektórych chrustem, albo przepis na chrust zwany faworkami - najważniejsze, że smakują tak samo:
Składniki:
- 20 dkg maki
- 3-4 łyżki gęstej śmietany
- 3 żółtka
- sól
- 1 łyżka spirytusu
- 50 dkg tłuszczu do smażenia (u mnie smalec)
- papier do odsączania
- cukier puder do posypywania faworków
Wykonanie:
Mąkę mieszamy ze śmietaną, dodajemy żółtka, szczyptę soli i spirytus. Wszystkie składniki wyrabiamy na jednolitą masę. Ciasto powinno mieć gęstość ciasta kluskowego. Ciasto wałkujemy partiami dość cienko starając się jak najmniej podsypywać mąką (wówczas nie będzie się nam palił tłuszcz). Kroimy radełkiem na paski o szerokości około 3cm i długości około 10-15cm (przy krojeniu na długość musimy wziąć pod uwagę szerokość garnka, w którym faworki będziemy smażyć). Każdy pasek kroimy w środku wzdłuż na 5 cm i przewijamy przez ten otwór. Rozgrzewamy tłuszcz w garnku i zaczynamy smażyć partiami, kiedy wrzucony kawałek ciasta zaraz podpłynie do góry i szybko się zrumieni. Smażymy z dwóch stron na jasnozłoty kolor, przewracając widelcem. Wyjmujemy, odsączamy z tłuszczu (u mnie ręcznik papierowy) i następnie przekładamy na talerz lub paterę, gdzie gotowe faworki ułożone w piramidkę posypujemy cukrem pudrem. Łakomczuchów faworkowych informuję, że nie jest to duża porcja.
Drukuj...
7 komentarzy:
Ewo...cudne faworki chetnie bym sie poczęstowała. Ja tez jak piekę faworki czy pączki to tylko na smalcu
Pyszne, uwielbiam faworki :). Mam tylko pytanie, czy z Twojego przepisu wychodzą takie pyszne, delikatne i chrupiące?
Iza częstuj się :) Do smażenia faworków, czy pączków też uważam, że najlepiej sprawdza się smalec.
Degustatorko pierwszego dnia są kruche, na drugi dzień nieco robią się miękkie, ale to jest tak mała porcja, że na kolejny dzień zostaje ich niewiele:)
pyszne :)
Klasyczna receptura przy faworkach to jest to. Chociaż czasami nowości też mogą zachwycić.
Bardzo apetyczne, koronkowa robota!
Pozdrawiam Cię serdecznie :)
Ps. Jak tylko zdobędę Superlinię, to z chęcią poczytam wywiad jakiego udzieliłaś. Ale już teraz gratuluję Ci!
Aga dzięki :)
Kabamaiga muszę się z Tobą zgodzić!
Dagmaro dzięki:)
Prześlij komentarz